poniedziałek, 16 lipca 2012

o tym jak podnosiłam rolety za pomocą kontaktu, a potem przeniosłam się jakieś 40 lat wstecz

Nigdy do tej pory nie potrzebowałam kalendarza. Nie to, ze nie miałam, bo miałam, każdego roku, i teraz tez mam! I to dość opasłe tomiska, które mieściły w sobie wszystko, co nie było datą spotkania, wizyty czy egzaminu, bo to akurat, to ja miałam w głowie i zapisywać nigdzie nie musiałam. Co w takim razie zapisywałam? Ano proszę bardzo: przepisy kulinarne, aktualną wagę i wymiary (jak akurat miałam zryw do odchudzania), kuracje ziołowe (w okresie wzmożonego zainteresowania medycyną naturalną ;-)), listę książek: przeczytanych i do przeczytania, listę filmów: obejrzanych i do obejrzenia, spis ciekawych miejsc nad morzem i tak dalej, i tak dalej, same ważne rzeczy. W dawnych czasach były to wszelkiego rodzaju scenki szkolne (do dziś ryczę nad nimi ze śmiechu i chyba muszę popełnić w tym klimacie jakiś wpis), wycinki z Filipinki, pierwsze miejsca radiowej Listy Przebojów Pr. III, powklejane bilety kolejowe, kinowe i diabli wiedzą jakie jeszcze. A w czasach wyjątkowo cielęcych - roiło się w moich kalendarzach od wierszy Poświatowskiej i Jasnorzewskiej, przeplatanych moimi wypocinami oraz imionami aktualnych obiektów do wzdychania, otoczonymi, rzecz jasna, chmurą idiotycznych serduszek. No. Ale daty, godziny? Nigdy! Ja mam przeciez świetną pamięć.

Umówiłyśmy więc ostatnio (ja i moja świetna pamięć) naszego męza do dentysty. W dniu wizyty przypominałyśmy mu o niej jakiś milion razy (on nie ma tak świetnej pamięci i musi wszystko zapisywać w kalendarzu). Tuz po powrocie z pracy, mąz rzucił plecak w kąt, wyszorował zębiszcza i poleciał  w te pędy na umówione borowanie. Nie minęło pięć minut (do gabinetu mamy przysłowiowy rzut beretem), jak zadzwonił telefon:
- jesteś pewna, ze umawiałas mnie na dziś? bo pani mowi, ze mnie tu nie ma...
- jak nie ma, jak jesteś! umawiałam!
- no ale NIE MA...

Okazało się, ze wizyta, i owszem, umówiona była, ale na wczoraj. Hm.
Potem zadarzyło mi się zapomnieć o kilku innych datach i godzinach.
Potem zrobiliśmy z Młodym demolkę w ikeowskiej restauracji, wylewając colę i rozbijając miseczkę z pomidorówką, i niestety, nie mogę całej winy zrzucić na nieletniego. Komuś tu się wzrok pogorszył i rączka drzała :DD
Potem odpisałam na komentarz umieszczony na moim blogu - ale jak! Mam włączone mailowe powiadomienia o komentarzach, stąd wiedziałam, ze takowy się pojawił. I zamiast wejść na bloga jak człowiek i odpisać, wyprodukowałam się mailowo, klikając na  "odpowiedz" :DD

Az w końcu zdobyłam szczyt: wchodząc rano do pokoju Młodego, próbowałam otworzyć zewnętrzną roletę za pomocą włącznika światła. Gwoli informacji dodam, ze nie mamy automatycznych rolet, tylko zwyczajne, na sznurek; sznurek jest przy oknie, a kontakt po przeciwnej stronie, przy drzwiach. Czemu więc do tego kontaktu poleciałam, nie wiem. Ale osiągnęłam efekt, bo jasno się zrobiło, a jakze, tyle, ze nie światłem dziennym, a od żyrandola :DD Bardzo byłam zdezorientowana! Mina - bezcenna! Stałam w pokoju i  nie moglam pojąć, co właściwie się stało - ze rolety nadal zasunięte, a świeci!
I tym sposobem, mając na uwadze kompletne roztargnienie, zapominalstwo, bolący kręgosłup i kilka innych spraw, które lepiej zostawić dla siebie, doszłam do konieczności posiadania kalendarza, w którym będę zapisywała umówione spotkania i ważne wydarzenia, a także, jeśli zajdzie taka potrzeba, instrukcję  obsługi rolet, tudzież piekarnika :-)) Ale to później!

Tymczasem w weekend przenieśliśmy się w czasy mojego wczesnego dzieciństwa i jeszcze trochę przed. Nie planowaliśmy, ot, tak wyszło. Najpierw, na wyprzedaży w Matrasie, wpadła mi w ręce, za całe 6.99, książka Małgorzaty Kalicińskiej "Fikołki na trzepaku". Mimo, ze autorka jest w wieku mojej mamy, wiele rzeczy pamiętam, kojarzę, również z opowiadań. Fajnie się czyta!


A w sobotę pojechaliśmy w pewne miejsce, które mieliśmy odwiedzić tydzień temu, ale nie zdążylismy:

Muzeum PRLu w Rudzie Śląskiej to duzo więcej niz zbieranina przedmiotów z minionej epoki. Organizowane są tam przeróżne wystawy, imprezy i koncerty, a takze lekcje historii - dla szkół. W sali kinowej mozna obejrzeć stare kroniki filmowe :-) Małemu, oczywiście, najbardziej podobały się samochody!

Ja z kolei najbardziej lubiłam buszować we wnętrzach, tym bardziej, ze mozna, a nawet trzeba było zaglądać do szafek, szuflad i lodówki :-) Mozna tam znaleźć wiele skarbów! Sporo czasu spędziliśmy tez w sali wystawowej i w kinie :-))





A niedziela upłynęła nam pod znakiem kultowego "Misia" i Polskich Kronik Filmowych z lat siedemdziesiątych.
Faaaajnie było! Na wszelki wypadek piszę o tym tutaj, żeby nie zapomnieć :DD

35 komentarzy:

  1. niby nie tęsknimy a jednak :)
    pociesz męża, ja wysłałam mamę na spotkanie, w inny dzień i do tego do innego miasta :)
    rolety mam nie na pstryczek, więc się porównywać nie będę :), ale ostatnio wprawiłam pana w zdumienie na stacji benzynowej tankując za całe 6 zł (pewnie bym chciała więcej, ale akurat tyle w portfelu zostało i do domu musiało dojechać :)
    pozdrawiam cieplutko :)
    P.S. kalendarze się przydają, zwłaszcza jako dociążenie w torebce - nie odfruniesz z prędkością światła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jo, zebym to ja taka zwiewna była i musiała się kalendarzami obciązać, hihi! Marzenie!
      Mamę, mówisz, do innego miasta wysłałaś? ;-))) Wygrałaś :DD
      Pozdrowienia! :-)))

      Usuń
  2. Aga, niczym się nie przejmuj, ludzie potrafią zalać herbatę wlewając wrzątek do uchwytu nie wstawiwszy do niego wcześniej szklanki ;)
    W takim muzeum nasza ekipa najwięcej przyjemności miałaby z buszowania po ówczesnych wnętrzach :). Na zdjęciu dojrzałam biały telewizor Vela, który wspominam ze wzruszeniem.

    Nie jestem pewna, ale chyba widziałam w dziale empikowych nowości kolejną książkę Kalicińskiej o Rozlewisku.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia, hehe, mi kiedyś zdarzyło się coś podobnego, a mianowicie włączyłam ekspres i poszłam sobie, nie podstawiwszy uprzednio zadnego kubka :DD jakiez bylo moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam kawę rozlaną na całym blacie :DD

      Ja tez coś nowego Kalicińskiej widziałam, ale jeszcze nie miałam w łapie. Nie wiem czy kupię, bo ja ją lubię i nie lubię, jakaś nierówna jest dla mnie. Ale "Fikołki" czyta mi się nawet fajnie. "Rozlewisko" tez lubiłam (choć serialowa wersja jest dla mnie nie do przyjęcia)! Felietony w Bluszczu - nie mogłam przebrnąć.

      Usuń
    2. Aga, ja mam dokładnie to samo. Lubię i nie lubię. Jednak raczej z przewagą tego drugiego ;).
      Serial - porażka.

      Na koniec coś pozytywnego: w Gdańsku nie pada :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    3. :-)))
      no! To jest nius! za 3 tygodnie tez ma nie padać! :-))) nie, nie, nie! :-))

      Usuń
  3. Zdarza się, naprawdę się zdarza, mi także czasem, roztargnienie czy za dużo na głowie...nie wiem :)) A muzeum świetnie, chętnie bym się do takiego wybrała, z mężem właśnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Roma, no właśnie powiem Ci, ze ja im wiecej miałam na głowie, tym lepiej pamiętałam, a teraz, heh ;-)) Chyba kupię sobie jakieś krzyzówki :D
    Muzeum polecam bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żebyś nie wyszła na tych krzyżówkach jak ja nad wodą ( przypomniało mi się, że w ciąży się mózg kurczy, u mnie chyba taki skurczony pozostał:)), farbnij się na blond jak ja :)

      Usuń
    2. Jo, faktycznie, przypominam sobie, co pisałaś :DD
      Holender, no!
      Podobno na mózgownicę dobre sa orzechy - jutro kupię kilogram:DD

      Usuń
  5. Bardzo lubię to muzeum, zdjęcia super, a wnętrza pasują akurat do moich budynków :)
    Coś było w tym peerelu, teraz chyba nie ma takich ciekawych rzeczy, miejsc, wszystko spowszedniało.
    Orzechy polecam i lecytynę :) Ja zażywam w gwoli ścisłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie wczoraj (czy przedwczoraj? no nie pamiętam :DD), czytając wpis u Ciebie pomyślałam, ze i u mnie zaraz będą takie klimaty :-) Nie przekreślałabym wszystkiego, co pochodzi z "tamtych czasów"; ilekroć jesteśmy w chorzowskim Parku myslimy, ze dzisiaj nikt by juz czegoś takiego nie zrobił, w centrum aglomeracji?? A tak, ocalały ogromne tereny, słuzące tysiącom ludzi, pięknie zagospodarowane, choć i tak juz powoli okrawane, z kazdej strony :-)
      Lecytyna... no własnie, kiedyś zazywałam, teraz jakoś zapomniałam :D Dzięki!

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Jasna, bardzo fajne! I nadal w rozbudowie :-)) Polecam :-)

      Usuń
  7. Rewelacyjne miejsce :) Co prawda czasy nie moje, ale i tak z przyjemnością bym je odwiedziła :)
    Ten wpis idealnie nadaje się do naszej zabawy, moze zechciałabyś nam go udostępnić? Praktycznie nic nie musisz robić ;)
    mamy na celu stworzenie mapki ciekawych miejsc w polsce...
    Jeśli masz chwilkę to zajrzyj:
    http://babylandiaa.blogspot.com/2012/06/wakacje-z-babylandia.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo fajny pomysł z tą mapką! Jasne, chętnie udostępnię wpis i sama skorzystam z innych propozycji :-))) Pozdrawiam i dziękuję :-)

      Usuń
  8. hehehe no to się uśmiałam :-)))
    p.s mąż sie ucieszył czy zesmucił że go nie ma na dziś w umówionych??
    pisz częściej tutaj będzie lepsze niż kalendarz! :-D
    miejsce odwiedziliście super, zdjęcia fajne i komentarz również!
    pozdrawiam panią zapominalską :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu, sama nie wiem, chyba jakoś go to szczególnie nie obeszło i umówił się na kolejny termin :-)) Jednak w dzisiejszych czasach usługi dentystyczne mamy lepsze niz PRLu, hehehe, na szczęście :))))))
      Dziękuję!!

      Usuń
  9. Agnieszko, przypomniałaś tym wpisem moje młodzieńcze lata, dziękuję Ci za taką wspomnieniową wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko, ale fajnie, cieszę się! Dziękuję za odwiedziny :-)

      Usuń
  10. haha ale jajca:)
    niesamowite historie! uśmiałam się do łez!:) zwłaszcza z tych rolet, nie mówiąc o dentyście męża hihi:)))
    a wycieczka fantastyczna!!!!:))))
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, nooo, ja teraz tez się śmieję, ale wtedy to do śmiechu mi nie było, hehe :-))))
      Dzieki wielkie za miłe słowa:-)) Buziole!

      Usuń
  11. OO kalendarz ? Jak cudownie !! Dodam, że mając taki kalendarz w latach młodzieńczych wówczas sądziłam, że jestem baaaardzo wyjątkowa ;).
    Lubię życiowe historie i Twój sposób pisania "z biglem". Zdjęcia - miodzio. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joanna, no bo my jesteśmy wyjątkowe, o! I nasze kalendarze tez!! :-)))))
      dziękuję za przemiłe słowa :-))

      Usuń
  12. Cudny post Agnieszko:)Ubawił mnie bardzo:)
    A muzeum świetne, kiedyś wybiorę się do niego na pewno, bo lubię baaaardzo takie klimaty:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jagodaj, dziękuję! :-)))
      Muzeum bardzo polecam :-)) Ciągle się rozwija i przyjmuje/skupuje nowe eksponaty :-)
      Pozdrowienia!

      Usuń
  13. ...Fantastyczne muzeum...co to były za czasy...:)
    Zapominalska i ja jestem...ostatnio zgubiłam, dosłownie zgubiłam swój obiad...podawałam rodzince, pięknie na stół...Zasiadam do stołu i patrzę ...nie mam talerza, pytam, gdzież mój obiad?...Rodzinka w śmiech...idę do kuchni, szukam na blacie, nie ma, na stole, nie ma ..omiatam wzrokiem kuchnię raz drugi aż w końcu go dostrzegam...na lodówce...co tam robił, Bóg raczy wiedzieć...;)
    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg :-)))))))) Dobre :-))))))) Matko, jak ja potrafię tak rozne rzeczy pogubić :-))) Dobrze, ze głowe mam przymocowaną do karku, bo pewnie chodziłabym bez... ;-)))))
      Pozdrowienia!

      Usuń
  14. Kochana, Twoje kalendarze to jak pamietniki :-) ja tez troche notowałam kiedyś, - złote mysli, aforyzmy, noi godziny randek :-)
    wycieczka po PRL-u super! Ja tez wspominam te czasy z rozrzewnieniem. Ostatnio wpadł mi w ręce w SH syfon, i chętnie bym kupiła, ale gdzie dziś dostać naboje ?
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko, masz rację, to trochę takie pamiętniki są :-) Muszę je odgrzebać, no i "prawdziwe" pamiętniki tez, są schowane gdzieś glęboko. Co ja tam powypisywałam! Ciekawa jestem czy dzisiejsze dziewczyny, tez prowadzą dzienniczki, takie "pisane", nie internetowe :-) A syfonu szukam dla ozdoby kuchni, więc pewnie bym kupiła :-))) Przypomniała mi sie wlasnie woda z saturatora i wspólne szklanki z grubym dnem :DDD
      Pozdrowienia!!

      Usuń
  15. Sentyment jest i to wielki!
    Moi krajanie Bolek i Lolek, radio, które stało u Dziadka w pokoju, mały Tv w plastikowej obudowie, obrusiki ręcznie dziergane, krzesła drewniane w kinie, adapter (miałam taki czerwony) - uff ale miejsce!
    Oglądam trzeci raz zdjęcia i za każdym razem coś innego odkrywam - cudne!

    OdpowiedzUsuń
  16. Heidi :-))))) No to zapraszam, a przy okazji tez do Chorzowa :-))))
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śląski mi bliski, wcześniej, czy później będę - także możesz się mnie spodziewać!

      Usuń
  17. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń