poniedziałek, 24 października 2011

po prostu miły dzień :-)

Tak się złożyło, ze w sobotę mieliśmy do załatwienia pewną sprawę - w Krakowie. Tak się złożyło, ze udało się załatwić ją szybko i o 10 rano byliśmy już wolni ;-) Tak się złożyło, ze byliśmy tam tylko we dwoje i tak się złożyło, ze jedno z nas miało urodziny :-))) Poranne mgły przeczekaliśmy buszując w Empiku.

 
Kiedy wyszliśmy, unosząc ze sobą całkiem spory stosik zdobyczy, po mlecznej zasłonie nie było ani śladu, a  Rynek tonął w słońcu :-)
 

 Potem Wawel, urodzinowe życzenie, które poznał tylko Zygmunt ;-) i słynne zapiekanki na krakowskim Kazimierzu (nie pamiętam kiedy ostatnio stałam pół godziny w kolejce po jedzenie, ale warto było! ;-)). 
To był po prostu miły dzień, rogale nie schodziły nam z twarzy do późnego wieczora, a dobrą energię czuję jeszcze dziś i oby jak najdłużej :-)))) Chcecie trochę? Bierzcie, przyda się na ponury poniedziałek :-)



wtorek, 11 października 2011

odgoń deszcz uchem słonia ;-)

Dla Mardżan Aminpur aromaty kardamonu i wody różanej, podobnie jak woń basmati, estragonu i cząbru, były zapachami codziennymi, równie pospolitymi jak, wedle jej wyobrażenia, woń kawy instant i ociekającej tłuszczem pieczeni w konwencjonalnej kuchni zachodniej. 

Kiedy trzy siostry, Iranki, pojawiają się w małym irlandzkim miasteczku, życie niektórych mieszkańców, a nawet - niektórych czytelników ;-) przewraca się do góry nogami, przynajmniej na jakiś czas. Orientalne zapachy, wydobywające się z otwartej właśnie przez Mardżan, Lejlę i Bahar restauracyjki oraz ze stron powieści zapowiadają małą rewolucję w sercach, głowach i... żołądkach ;-)  Zupa z granatów Marshy Mehran -  i jej kontynuacja, Woda różana i chleb na sodzie, to jedne z moich ulubionych książek, jakie ukazały się w świetnej, WABowskiej "Serii z miotłą". Chętnie wracam zarówno do Ballinacroagh, jak i do perskich przepisów - zwłaszcza jesienią :-)


Słoniowe uszy to trochę takie orientalne faworki ;-)  Smażone na głębokim oleju, pachną kardamonem i wodą różaną, której jest tam sporo :-)

gusz-e-fil czyli słoniowe uszy (przepis Mardżan, bohaterki książki Marshy Mehran)
(pochyłymi literkami wypisałam swoje uwagi)

1 jajko
1/2 szklanki mleka
1/4 szklanki cukru
1/4 szklanki wody rózanej
pół łyzeczki zmielonego kardamonu
3 i 3/4 szklanki mąki
6 szklanek oleju roślinnego (ja dałam dużo mniej, smażyłam pojedynczo w rondelku)

Jajko ubić w misie, dodać mleko, wodę różaną i kardamon. Stopniowo dodawać mąkę i wyrabiać powoli na jednolitą masę. Rozwałkować na czystej powierzchni oprószonym mąką wałkiem na grubość arkusza papieru (ja wałkowałam całość do pewnego momentu, potem wycinałam kółka i rozwałkowywałam je już pojedynczo - tak jest łatwiej, a ciasto MUSI być naprawdę jak najcieńsze). Szeroką szklanką lub filiżanką wyciąć krążki. Z każdego krążka kciukiem i palcem wskazującym uformować kokardę (uszczypnąć ciasto pośrodku krążka i lekko zlepić). Odstawić na bok. Olej rozgrzać w głębokim rondlu. Każde ucho smażyć przez 1 minutę. Odkładać na papierowy ręcznik do wystygnięcia. Oprószyć mieszanka cukru pudru i cynamonu.


Jeść, czytać i popijać miętową herbatką ;-))