Na wszystkich znajomych blogach pełna synchronizacja z rzeczywistością, jesień, zima, świąteczne nastroje pełną parą, a ja co? W wiosennych plenerach zostałam, o zgrozo! Gdzie lato? Gdzie wakacje? Gdzie jesień, gdzie kasztany, gdzie dynie? Im dłużej nie pisałam, tym trudniej było powrócić. Czy ktoś mnie jeszcze pamięta? Och, wiem, że tak, bo niektórzy z Was zaglądali tu mimo zastoju i mojego milczenia - bardzo Wam dziękuję, to niesamowite!
Zeszłoroczna jesień była dla mnie wyjątkowo łaskawa i jawi się w mojej pamięci jako ciepły, słoneczny, kolorowy czas. Tej, no cóż... na pewno tak nie zapamiętam. Zainaugurowały ją choróbska i przeziębienia, potem przejęły różne mniejsze i większe dołki, doły i doliny, niby nic, ale jakoś ciężko się było wydostać na powierzchnię. Mam nadzieję, ze to już za mną, bo przecież zbliża się jeden z najmilszych, najcieplejszych, przynajmniej symbolicznie ;-), okresów w roku :-) Co prawda w tym roku święta mieliśmy spędzić wyjazdowo, ale koniec końców zostajemy w domu, albowiem wielkimi krokami zbliża się moment, w którym będzie nas więcej :-) Starszy Brat tymczasem został dzielnym przedszkolakiem i dał przy okazji nauczkę swoim rodzicom - więcej wiary we własne dziecko! :-)
Tak, tak, oto nasze nowe wyzwania :-)))))
Mam dziś kilka spraw do załatwienia (brrrrr! a na dworze szaro, ciemno, plucha), ale zanim to nastąpi...
Miłego dnia! :-))))))