Film Beats of freedom pojawił się w 2010 roku, ale ja obejrzałam go całkiem niedawno. Wywołał we mnie mnóstwo muzycznych wspomnień, które pociągnęły za sobą kolejne, już niekoniecznie związane z muzyką. Manaam, Kult, TILT, Chłopcy z Placu Broni, Republika, Brygada Kryzys, Sztywny Pal Azji - to klimaty bardzo mi bliskie. Kiedy zaczęłam słuchać trójkowej Listy Przebojów (pamiętacie ten motyw? :-) ), miałam jakieś 12 lat i wiedza o świecie współczesnym nie należała do kręgu moich fascynacji ;-) W domu niewiele mówiło się o polityce, a już na pewno nie "przy dziecku" ;-) Zresztą, cała moja rodzina zawsze szła bardziej w kierunku "pracy u podstaw" i "robienia swojego" ;-) niż rewolucji. Dopiero kilka lat później wyściubiłam kawałek nosa zza sterty książek i zainteresowałam się tym, co działo się poza moim dość bezpiecznym wtedy i beztroskim światem. Dostęp do informacji tez już był zupełnie inny. Muzyka, zarówno ta, której słuchałam jako dwunastolatka, jak i ta, która była właśnie "na fali", nabrała zupełnie innego znaczenia. Nie zawsze rozumiałam teksty, ale wiedziałam już, z jaką intencją były pisane, gdzieś tam pod skórą wyczuwałam drugie dno. A czasami pasowały one po prostu mojego nastoletniego życia, pełnego buntu, skrajnych fascynacji i wiecznych poszukiwań samej siebie. Śpiewałam razem z Nimi, te piosenki coś dla mnie znaczyły - prywatnie albo w głębszym wymiarze. Wracam do nich z sentymentem, tym bardziej, ze nigdy nie straciły na aktualności. I, niestety, niewielu mają godnych następców.
No cóż, powtórzę za poprzednimi pokoleniami: takiej muzyki już nie ma (a ta młodzież, panie, co z tego wyrośnieeeeeee ;-))))))))))) )