czwartek, 26 czerwca 2014

Migawki samochodowe

Czasami aż żal nie zatrzymać w kadrze... Pamięć jest taka ulotna. Ot, rozmazane, niedoskonałe, ale nie to jest przecież najważniejsze :) :)














środa, 25 czerwca 2014

Lanckorona, Lanckorona...

Wyjątkowe miejsce, w wyjątkowej scenerii. Magiczne.

Cafe Arka, cudowny, błogi czas tam spędzony, pyszne ciasta z dobrych składników, ruskie pierogi z farszem przyprawionym tak, jak lubię (pikantnie!), herbata w żeliwnych dzbankach, w wazonikach gałązki mięty i lawendy. Wybierając się tam, nie zapomnijcie gotówki, bo nie można płacić kartą, a w Lanckoronie nie ma bankomatu (najbliższy - w Kalwarii Zebrzydowskiej).













wtorek, 24 czerwca 2014

Industriada 2014



W tym roku postawiliśmy na Gliwice i odwiedziliśmy Radiostację i marinę (tak, tak, my na Śląsku też mamy swoją marinę, a co!). Niebo straszyło deszczem i piorunami, ale kto by się tym przejmował!




Trafiliśmy na 37 Rajd Pojazdów Zabytkowych. Nie wiem, co  bardziej przyciągało moją uwagę - błyszczące samochody czy ich barwni właściciele ;-)












Dzieciaki mogły wziąć udział m. in. w warsztatach naukowych (pokazy z dziedziny chemii, fizyki, mechaniki, lotnictwa, biomedycyny), cyrkowych (bańki, monocykle, szczudła), kulinarnych (robienie czekoladek, wypiekanie pizzy), grach itd., jednak...


... nasz fan klocków lego szybko odnalazł swoje przeznaczenie i tym sposobem wszystko inne przestało go interesować ;-))


Ostatnio nie rozstaję się z aparatem nawet w samochodzie. Oczywiście, jestem pasażerem, nie kierowcą ;-))) Czy nie ładnie wyglądają Gliwice, ze swoją Radiostacją, ot tak, z drogi?


czwartek, 12 czerwca 2014

Akcja regeneracja!

Ciąża, choroby dzieci (no, ja też okazem zdrowia nie byłam) i pobyt z Najmłodszym w szpitalu spowodowały, że moja cera zaczęła wyglądać jak za najlepszych nastoletnich, pryszczatych czasów, a włosy wypadały garściami - i tu, niestety, nie przesadzam nic a nic. Po każdorazowym myciu czekało mnie odkudlanie wanny, umywalki i podłogi, a z łazienki wychodziłam zaryczana, wieszcząc wszem i wobec, że już wkrótce szczotka i suszarka staną się zbędnymi dla mnie akcesoriami. Na szczęście, wraz z nadejściem wiosny i słońca, i odejściem większości choróbsk, wróciłam do jako takiej równowagi psychicznej i zamiast jojczyć, postanowiłam w końcu postawić na działanie. 

Jako, że do tej pory nie używałam zbyt wielu kremów czy balsamów (a właściwie od pewnego czasu nie używałam wcale, bo te drogeryjne po prostu mi nie służyły i im więcej ich w siebie wsmarowywałam, tym gorzej wyglądałam), postanowiłam poszperać w internecie, poczytać kosmetyczne blogi, opinie itp., itd. Tym sposobem wybrałam kosmetyki, zioła i suplementy, które, mogę to już powiedzieć, w większości okazały się strzałem w dziesiątkę.

Moim pierwszym odkryciem zostały naturalne kosmetyki polskiej firmy SYLVECO. 


W sklepie internetowym zamówiłam tonik hibiskusowy (o pięknym koralowym kolorze), lekki krem brzozowy, łagodzący krem pod oczy i krem brzozowo-nagietkowy z betuliną, który stał się moim absolutnym numerem 1, choć po pierwszej aplikacji nic na to nie wskazywało, ponieważ ma dość ciężką i tłustą konsystencję (zdjęcie pośrodku). Nałożyłam go jednak na noc (oraz na twarz, hehe) i tadaaaam! rano czekało mnie duże zaskoczenie w postaci matowej i wypoczętej cery, a wypryski były wyraźnie przysuszone. Eureka! Pozostałe kosmetyki również świetnie się sprawdziły, choć już wiem, że następnym razem, zamiast kremu brzozowego kupię lekki krem rokitnikowy, którego dostałam próbki (lekko wyrównuje koloryt i, moim zdaniem, troszkę lepiej nawilża). Po ponad miesiącu codziennego stosowania tych kremów (plus suplementacja kwasem pantotenowym) stwierdzam znaczną poprawę stanu mojej skóry, spłycenie zmarszczek mimicznych, nawilżenie, no i  - całkowity brak wyprysków. W kosmetykach SYLVECO podoba mi się również to, że zarówno na pudełkach, jak i na słoiczkach/buteleczkach umieszczono dokładny opis, jak działają poszczególne składniki (widać to chociażby na zdjęciu buteleczki z tonikiem). Ceny są przystępne; opłaca się też kupić zestaw czterech dowolnie wybranych kosmetyków za 80 zł, czego ja, ślepa komenda, oczywiście za pierwszym razem nie zauważyłam, w związku z czym przepłaciłam o jakieś 25 zł.

Znacznie więcej czasu zabrały mi poszukiwania ratunku dla moich wypadających włosów. Przekopałam mnóstwo blogów, komentarzy, stron najróżniejszych firm i w końcu wybrałam kilka produktów - wszystkie zamówiłam w aptece Dbam o Zdrowie, z dostawą do wybranego punktu (nawiasem mówiąc, średnio się tym razem spisali).


Wybrałam szampon RADICALmed, odżywkę SAPONICS i, jak się później okazało, mój kolejny hit - olej z korzenia łopianu z ziołami, którym 3 razy w tygodniu olejuję włosy i wcieram w skórę głowy. Używam go również do odżywienia brwi i rzęs i zamiast balsamu do ciała - nakładam po kąpieli, na mokrą skórę i delikatnie osuszam ręcznikiem. Wracając do włosów, robię też wcierki z kozieradki i brzozy oraz płukanki z korzenia mydlnicy. Już po tygodniu zabiegów, zauważyłam poprawę - nie dość, że znajduję w wannie zdecydowanie mniej włosów, to stały się one bardziej błyszczące (zawsze to milej rozsiewać tu i tam błyszczące włosy niż matowe haha). Całą kurację zamierzam jeszcze wspomóc naparami lub sokiem z pokrzywy.


Pewnych zmian dokonałam również w pielęgnacji reszty ciała, żeby nie było, że zadbałam tylko o łeb ;-) O jednej z nich już pisałam (olej łopianowy). Do mycia stosuję zamiennie czarne mydło z mydłami w kostce (aleppo i mydełka prowansalskie, zakupione na Francuskim Jarmarku, który gościł niedawno w Katowicach), a do tego rękawica kessa, moje kolejne odkrycie. Po takiej kąpieli skóra jest gładka jak u niemowlaka i wiem, co mówię, bo akurat mam na podorędziu jednego ;-)



Całości dopełnia moja ulubiona od jakiegoś czasu herbatka z czystka. Znacie? Jeżeli nie, to bardzo polecam, bo nie dość, że to jedna ze smaczniejszych herbatek ziołowych, jakie piłam, to jeszcze ma mnóstwo dobrych właściwości: działa przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie, przeciwgrzybiczo, zwalcza wolne rodniki, zawiera antynowotworowe polifenole, jest naturalnym antybiotykiem i skutecznym środkiem przeciwko... boreliozie. Na dodatek nie ma żadnych ograniczeń ilościowych, napar z czystka można pić do woli  :-)


Ja swoją herbatkę kupiłam na Biobazarze w Katowicach, 100 gr kosztuje ok. 25 zł.

A może macie jakieś swoje sprawdzone sposoby na taką akcję - regenerację? Chętnie dołożę do swojego zestawu coś nowego  :-)

Na koniec, jak zawsze ;-) dodam, że wszystkie produkty sama wybrałam, kupiłam, czasem nawet przepłaciłam i nie jest to reklama  :-)  HOWGH! ;-)