poniedziałek, 31 grudnia 2012

Szczęśliwego!

Nabyta na życiowej drodze niechęć do zbiorowych Sylwestrów i robienia wszystkiego na komendę, owocuje kolejnym domowym wieczorem filmowym :-)) Na szczęście, nie jestem w swoich dziwactwach odosobniona, więc to będzie miły i zgodny wieczór ;-)))
 
 
Moi Drodzy!
życzę Wam dobrego roku 2013!  Spełniajcie swoje marzenia, realizujcie plany, dbajcie o siebie i cieszcie się swoimi Bliskimi. Bądźcie zdrowi! A za rok o tej porze, miejcie dobre wspomnienia :-)))
I dziękuję Wam, ze tu do mnie zaglądacie, to dla mnie bardzo ważne i stanowi jedno z dobrych wspomnień roku 2012 :-)))

środa, 19 grudnia 2012

jak nie zwariować przed świętami :-)


Odkąd w końcu uświadomiłam sobie, ze najpyszniejsze potrawy i najpiękniejsze dekoracje nie są warte mojego zmęczenia, frustracji i przysłowiowego "padania na ryj", czas przedświąteczny stał się jednym z moich ulubionych okresów w ciągu całego roku :-) Nie wiem, czy robię mniej, chyba nie... Moze nawet więcej. Ale tez inaczej. Bez pośpiechu, bez ciśnienia, z innymi priorytetami. Kilka ulubionych smaków, pachnąca choinka, dźwięki świątecznej muzyki to miła oprawa czasu spędzonego razem :-))


Przygotowania idą więc swoim nieśpiesznym tempem, a jeśli i tego mam dość, rzucam wszystko i idę do wanny! :-))))
Woda wyciąga ze mnie ból, zmęczenie i znużenie To moje lekarstwo nr 1! Latam do wanny z bólami brzucha, mięśni, a nawet z przeziębieniem ;-))) Dawno temu, któraś z kolezanek sprzedała mi patent na cudowne ozdrowienie, polegający na wyłozeniu się w gorącej wodzie, wręcz ukropie i złopaniu w tym czasie rozgrzewających herbatek z bzu i imbiru. Tak, to była woda na mój młyn ;-), więc kiedy tylko rozłozył mnie jakiś wirus, nalałam wrzątku, obłozyłam się kubkami z herbatą i czekałam na cud ;-))) Nie pytajcie, jak ja z tej wanny wylazłam, bo sama nie wiem :-)) Chyba nawet w piekle nie jest tak gorąco ;-))) Ale skuteczność była 100%! na drugi dzień mogłam śmigać. Dobrze, ze przy okazji nie zeszłam na serce ;-))
Kiedy nie mam ochoty na wylegiwanie się w kąpieli, poprawiam sobie nastrój słynnym (kto go nie zna? ;-)) kawowym pilingiem. To jeden z najlepszych kosmetyków, jakie znam, i na dodatek bardzo skuteczny. Efekty widać, a raczej czuć, od razu. Idealnie gładka, oczyszczona skóra natychmiast poprawia humor! Oczywiście kazdy ma swój sposób na przyrządzenie takiego pilingu. Ja mieszam zmieloną kawę z zelem pod prysznic i olejem arganowym, dzięki któremu nie potrzeba juz będzie wklepywać zadnego balsamu. Co prawda, moja łazienka wygląda po takim zabiegu, jakby piorun uderzył w palarnię kawy, ale z tego, co wiem, jestem w tym odosobniona. Łazienki moich koleżanek są czyściutkie (pytałam! ;-)), wystarczy, ze opłuczą wannę ;-))) Nie ma się więc czego bać ;-))
A Wy? Jak relaksujecie się podczas świątecznych przygotowań? :-))))

Nasze sikorki nie mają z tym problemu ;-))

 
 

sobota, 8 grudnia 2012

zimowy spacer, a tam... :-)



Czy ktoś powiedział, ze zimowe spacery muszą być nudne? ;-))) W końcu nigdy nie wiemy, co moze czyhać na nas tuz za rogiem... I dobrze! :-)))











wtorek, 4 grudnia 2012

co zmalowałam i gdzie w końcu udało mi się poczuć ducha nadchodzących Świąt :-)

Listopadowe dni upłynęły mi pod znakiem farby i pędzla. Nie mogłam juz patrzeć na zółte ściany sypialni, która niegdyś była pokojem Mikołajka (pewnej niedzieli spontanicznie zamieniliśmy się z synkiem pokojami, nie pytajcie ;-)), ani na poobijane tu i tam, ciemne, turkusowe ściany przedpokoju. A ze niepracujące zony pracoholików wbrew pozorom zadnej pracy się nie boją, chwyciłam za wałki, pędzle i w końcu mozemy cieszyć się śnieznobiałą sypialnią i jasnoszarym przedpokojem :-) Co prawda wystrój obu pomieszczeń nadal dość mocno odbiega od ideału (w sypialni na ten przykład wisi zarówka na kablu, zamiast zyrandola ;-)), ale co tam! Najwazniejsze, ze w końcu zniknęły zółcie i turkusy, a ściany są równe i czyste (co bardzo denerwuje naszego kota, usiłujacego w mozliwie najkrótszym czasie ponownie wypaćkać wszystko co się da ;-)



 Prace remontowe, w połączeniu z moją naturą dzikusa spowodowały, ze mimo blogowego boomu na Święta, mi było (i jest) jeszcze do nich bardzo daleko. Tęsknię za atmosferą porannych rorat, na które biegałam będąc dzieckiem, z lampionem w łapce i skrzypiącym śniegiem pod butami. I za oczekiwaniem na coś naprawdę wyjątkowego. Bardzo chciałabym, zeby ten czas był czymś więcej niz pierniki, choinka i prezenty... Więcej, niz puszki na ciastka, którym nie mogłam oprzeć się w ikei czy gałązki, ktore zawiesiłam na zyrandolu. 


 I więcej niz piękny swiąteczny jarmark, na który polecieliśmy do Dortmundu (o dzięki, wizzairze, za tanie loty ;-)) i na którym wreszcie, choć na chwilę, poczułam się odświętnie :-) Ale trudno, zeby było inaczej, skoro wszędzie dookola było tyle kolorów, świateł i zapachów, a ja znów mogłam poczuć się dzieckiem :-) To była rodzinna wyprawa, a humory i pogoda wyjątkowo nam dopisywały :-) zwłaszcza po pysznym grzańcu z rumem, podawanym w uroczych kubeczkach...


Po dwóch godzinach kręciło mi się juz w głowie i to wcale nie od napojów rozgrzewających ;-)))







Słodkie są te domki, prawda?

A czekoladowy złom? ;-)



czasem wzrok przyciągało coś innego...


;-)))

Ale zeby nie było, ze my tylko jarmarkowo...



 Mam słabość do oglądania róznych miejsc z wysoka ;-))) Wieza Florian idealnie spełniła swoje zadanie, choć dotarliśmy do niej po małej przygodzie ;-) Podróz kolejką po Dortmundzie jest wyjątkowo przyjemna i bezstresowa, ale nieznajomość niemieckiego czasem bardzo utrudnia zywot ;-)) Moj plan na przyszły rok: umieć dogadać się z Niemcami w ich ojczystym języku ;-))



listopadowe mgły :-)





Dzień minął szybko...

 :-))))))