Skoro Muminkowi udało się oswoić Bukę, to i my, czlowieki, damy sobie radę z listopadem, zwłaszcza, ze już się kończy i, co by tu nie mówić, w tym roku był wyjątkowo litościwy ;-) Moje ulubione przeciwponurakowe oręże powstaje oczywiście w kuchni i mimo, ze nie wygląda jakoś szczególnie pociągająco, to pachnie i smakuje - obłędnie! zupa z pieczonych warzyw to nasz hit na jesień i zimę. Nie jest pracochłonna i szybko poprawia humor. W wersji bardzo gęstej, bez dodatku wody czy pomidorów, jest świetnym sosem warzywnym albo pastą na kanapki (tu można domieszać jakieś strączki) :-).
Nie ma jednego przepisu - wszystko zależy od naszych upodobań, wyobraźni i tego, co mamy w lodówce ;-)
Moja ulubiona "mieszanka" to dynia, marchew, cebula (może być czerwona, sporo - dla złamania łagodnego smaku marchwi i dyni) i jedna cukinia. Pokrojone w kostkę warzywa układamy na blaszce, hojnie polewamy dobrą oliwą, posypujemy solą morską, ziołami prowansalskim i świeżo zmielonym kolorowym pieprzem, który nada zupie pikanterii.
Następnie wykonujemy rutynową kontrolę jakości...
... i pieczemy do miękkości, ustawiając pod koniec opcję "grill", dla małego rumieńca.
A potem - do gara! Podlewamy wodą (ilość zależy od tego, jaką konsystencję chcemy uzyskać). Jeśli dobrze doprawimy warzywa, zupie niczego już nie będzie brakowało. Miksujemy i wcinamy. Pyszka!
(za tło do zdjęcia posłużył mi papier projektu Agnieszki Sieńkowskiej z Makowego Pola :-) )
Drugi mój ulubiony zestaw to czerwone papryki (które stanowią większość), cebula, cukinia i bakłażan. Miksujemy z pomidorami albo sokiem pomidorowym. Tyz dobre :-))) A wszystko zdrowe, dietetyczne i optymistyczne! Mozna nawet ciężary podnosić ;-)))
Pees. A mając pełny własny talerz, nie zapominajmy o kumplach z domu i podwórka ;-))) Przy karmniku mamy już stałe rezydentki - w tym roku nie czaiły się tak długo, jak w zeszłym :-)
O 8 śniadanie, o 15 obiad - sikorki, proszę Państwa, znają się na zegarku :-)
O 8 śniadanie, o 15 obiad - sikorki, proszę Państwa, znają się na zegarku :-)