poniedziałek, 12 maja 2014

jak Pieniążek Kukułką uciekał :-)



Stali Zaglądacze wiedzą, że mamy lekkie kuku na punkcie samolotów. Największego szmergla przejawia Tatuś, a zaraz po nim plasuje się starszy Synuś. Młodszy powoli wciągany jest w lotnicze wariactwa, a Matka, choć lubi latać i gapić się na samoloty, czasami ma dość. Jeśli więc spotkacie kiedyś na lotnisku rodzinę złożoną z: faceta z aparatem, lornetką i urządzeniem, z którego gadają piloci i kontrolerzy, pięciolatka z modelem Wizzaira w ręce, przylepionego nosem do szyby tarasu widokowego, niemowlę oraz kobietę czytającą książkę i udającą, że nic ją to nie obchodzi, to prawdopodobnie będziemy to my :-) Czasami też można nas spotkać w Muzeum Lotnictwa w Krakowie; byliśmy tam na Majówce rok temu (klik klik ), byliśmy i w tym roku. I warto było, bo nie dość, że pogoda dopisała, to jak na zawołanie, tuż obok nas, postanowił wylądować helikopter. I to dwa razy! Tatuś i Starszy Synuś oszaleli, Młodszy postanowił przekrzyczeć ryk silnika i śmigieł, a Matka, walcząc z wichurą spowodowaną przez lądującą maszynę, próbowała przygotować mleko, przytrzymać odlatującą flanelową pieluchę, pozbyć się włosów z twarzy i nie zwariować :-)) (zdjęcia zrobiłam przy drugim lądowaniu, kiedy sytuacja była już jako tako opanowana).



Innym śmigłowcem, który zrobił na nas nie mniejsze wrażenie, był (uwaga, zaglądam do ulotki ;-)) Mi-8 nr boczny 620, który służył Janowi Pawłowi II podczas jego wizyt w Polsce i unosił go ponad tatrzańskimi szczytami :-) Dzięki sponsorom maszyna została odnowiona  i teraz wszyscy mogą ją podziwiać, również (w określonych godzinach) wewnątrz. Gdybyście odwiedzili kiedyś Muzeum i mieli okazję wejść do śmigłowca, pamiętajcie przy wychodzeniu o głębokim pokłonie, inaczej dzwon gwarantowany ;-) Większość zwiedzających o tym nie pamiętała, więc z daleka już było słychać BAM! i  AUUUU! ( wszak inne okrzyki, ze względu na rangę śmiglowca, nie uchodzą ;-))))





Ale! ja tu o śmigłowcach, dzwonach i pieluchach, a miało być o Kukułce. Niesamowita historia! Kukułka, samolot konstrukcji drewnianej, był pierwszym amatorskim samolotem, zarejestrowanym w Polskiej Republice Ludowej. Powstał on na początku lat siedemdziesiątych, niejako z potrzeby serca, ponieważ władze PRL tak bardzo utrudniały jej właścicielowi, panu Eugeniuszowi Pieniążkowi, życie i lotnicze hobby, że wziął i zbudował samolot ( w mieszkaniu w bloku! - co się nie mieściło, było spuszczane na linach przez okno)  i uciekł! 


Przez Czechosłowację i Węgry, w bardzo trudnych warunkach pogodowych, udało mu się przedostać do Jugosławii, gdzie najpierw osadzono go w więzieniu, a po siedmiu miesiącach, ni z  gruchy, ni z pietruchy uwolniono i kazano, żeby sobie poszedł. No to poszedł, do Szwecji, bo tam miał przyjaciół lotników, do których swego czasu puścić go nie chciano. Niestety, z rodziną było już znacznie gorzej, bo władze, nie mogąc nic zrobić panu Pieniążkowi, zaczęły prześladować jego żonę i córkę, i nawet rozwód (przeprowadzony celowo, żeby już dano im spokój), niczego nie zmienił. I tu znowu historia jak z filmu: zaprzyjaźniony Szwed ożenił się z byłą panią Pieniążek i sprowadził ją, razem z córką, do Szwecji. Tego samego roku, cała rodzina Pieniążków, udała się na jugosłowiańskie lotnisko po Kukułkę :-)))
W latach dziewięćdziesiątych pan Pieniążek wrócił do Polski, a w 2005 roku przekazał swój samolot Muzeum Lotnictwa, dzięki czemu możemy oglądać oryginał :-)
I jakkolwiek niesamowicie brzmi ta historia, mogę się tylko domyślać, ile to wszystko kosztowało całą tę rodzinę. I po raz kolejny, docenić wolność.


1 komentarz: