wtorek, 24 kwietnia 2012

O tym, ze wiosenny weekend nie zawsze jest taki wiosenny i co przywiezliśmy na pamiątkę, a takze słówko o tatrzańskiej szarlotce, na pocieszenie :-)

Na ten weekend czekaliśmy wiele miesięcy. Nareszcie sami, tylko we dwoje, w górach, zwolnieni z posterunku na całe 2,5 dnia :-) Noclegi zarezerwowaliśmy na przełom marca i kwietnia i pozostało juz tylko wielkie odliczanie.
Oczywiście, docierały do nas tędy i owędy informacje prognostów o załamaniu pogody, ale kto by tam się przejmował ;-)  Tu muszę wtrącić małą dygresję, ze rodzice P., a zwłaszcza jego tato, jeśli chodzi o podróże, wyznają twardą zasadę  "postanowione - zrealizowane!", i ja tez zapadłam na tę chorobę ;-) Są plany na wyjazd - to jedziemy, i juz! Na ogół takie myślenie popłaca, tak jakby pogoda i wszelkie inne okoliczności chciały nam wynagrodzić podjęte ryzyko :-) Tak więc byliśmy dobrej myśli (nie doceniliśmy gór, ojjj, nie) i juz widzieliśmy się nad Morskim Okiem i w Dolinie Koscieliskiej,  czuliśmy smak grzanego piwa i grillowanych oscypków, koniecznie z żurawiną, i tak dalej...
Nadejszła w końcu wiekopomna chwila. 
Spakowani w jedną (!!!) niewielką walizkę, ruszyliśmy na wymarzony weekend, upojeni wolnością i perspektywą zobaczenia po długiej przerwie gór wyższych niz Beskidy ;-)
No cóz.
Stolica Tatr, zgodnie z prognozą, przywitała nas w bieli.


W sobotę gór nie było widać wcale.
W niedzielę tylko trochę.
Najwięcej - w poniedziałek, więc z tego dnia mamy trochę zdjęć ;-)
Nad Morskim Okiem było zagrozenie lawinowe.
W dolinkach - śniegu po kolana, a my bez odpowiednich butów, byliśmy w tym momencie bez szans. 
Piwo grzane w wydaniu zakopiańskim okazało się być wrzącym piwem z dodatkiem soku pseudomalinowego. Li i jedynie.
Oscypki z grilla, wiecie, te-koniecznie-z-zurawiną, były bez zurawiny, bo zabrakło. 
Tak więc na tydzień przed Wielkanocą, zasypani śniegiem, podśpiewując pod nosem kolędy (nie mogłam się powstrzymać!), biegaliśmy po sklepach w poszukiwaniu... odzieży kąpielowej. Postanowiliśmy bowiem rozpaczliwie (hehe) NIE PODDAWAĆ SIĘ  I MIEĆ FAJNY WEEKEND i jedyne, co nam przyszło w tej sytuacji do głowy, to było zamoczenie tyłków w bukowiańskich basenach, co tez uczyniliśmy :-)))
Poniedziałek przywitał nas jako taką widocznością i pogodą. Niestety, był to te dzień powrotu do domu. Jedną nogą wskoczyliśmy zatem na Gubałówkę, drugą - na Kasprowy, zeby chociaż się pogapić na góry. Oczywiście wszystko to za pomocą firmy PKL i nie pytajcie o ceny biletów, bo robię się agresywna ;-)))))  Dla równowagi, prezent, który przywieźliśmy całej rodzinie, nie kosztował wiele, za to rozprzestrzeniał się bardzo skutecznie ;-) Doprawdy nie wiem, gdzie mogliśmy złapać tego wirusa! ;-)))






Kiedy juz odchorowaliśmy swoje, upiekliśmy sobie na pocieszenie szarlotkę tatrzańską z przepisu nieocenionej Dorotuś. I tu nie obyło się bez niespodzianek - zapomniałam dodać cukier :-))))))) Ale i tak była pyszna!


 

15 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia! i mimo wszystko zazdroszczę takiego wyjazdu. To co ze plany trochę pokrzyżowała pogoda, ważne ze byliście, ze zrealizowaliście plany.
    Tęsknię do takich wyjazdów. Moj eR mnie zaraził miłością do gór i jak jeszcze mieszkaliśmy w Polsce to w ciągu niecałych dwóch lat byliśmy w górach tyle razy ze aż ciężko zliczyć. Teraz trochę nam nie po drodze tam już ...
    Ale obiecujemy sobie ze kiedyś! pojedziemy w grudniu, zaprosimy nasze rodziny i spędzimy tam wszyscy święta i sylwestra :) Mam nadzieje ze kiedyś! to nastąpi :)
    Na razie nasycę się Waszymi wspomnieniami i fotkami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu, na pewno się uda! zyczę Ci takich górskich, rodzinnych świąt z całego serca :-)
      I ja tęsknie za wędrówkami, ale na razie mogę sobie tylko popatrzeć na góry... Nawet butów nowych nie kupuję, poczekam, az bede mogła znowu wejśc na szlak. Moje poprzednie Asolaki wytrzymały kilkanaście lat :-)
      Uściski!

      Usuń
  2. ...wróciłaś ze świetnym postem, cieszę się:)
    Widzisz Tato Twojego P. ma zasadę, którą i ja wcielam w życie...chociaż czasem nie w terminie z góry zaplanowanym...;)
    Mój sezon zaczyna się w sobotę...zaplanowany od roku ubiegłego! :)

    Szarlotka bez cukru, ha ha to jeszcze nic, ja kiedyś tak się zamyśliłam mieszając ciasto na babkę, że zapomniałam dodać mąki...i wstawiłam same rozbite jaja z cukrem do piekarnika dziwiąc się przy tym dlaczegoż to "ciasto" takie rzadkie ;)

    Serdeczności!

    Ps...śliczne widoczki = śliczne fotki...tęsknię za górami zimą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg, dobre z tym ciastem :-)))))))) Tak to bywa :-))))
      Ile ja mam do nadrobienia u Ciebie! Ale Twój blog to dla mnie rytuał, muszę mieć spokój, herbatkę i mogę czytać :-) Wpadnę wieczorem!
      Uściski!

      Usuń
    2. Wpadaj, wpadaj, czekam na Ciebie niecierpliwie:)

      Miłego czytania przy herbatce życzę :)

      Ściskam:)

      Usuń
  3. Tatry chyba najbardziej lubię właśnie w zimie, takie jak na Twoich zdjęciach. Szarlotki bez cukru nie próbowałam, ale to świetny pomysł na zgubienie zimowych kilogramów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosia, oj tak :-) A ja to powinnam same takie bezcukrowe szarlotki jeść. Albo jeszcze lepiej - nic juz nie jeść ;-))))
      Pozdrowienia!

      Usuń
  4. Jak na złą pogodę, to masz przepiękne zdjęcia - czyli jednak wynagrodziła :) i chyba też miała swój plan, to miał być weekend we dwoje,zimno - bo bardziej przytuleni :)
    i pocieszę Cię, że znajoma była w czerwcu i nie weszła na Kasprowy, bo był śnieg, ślisko i tylko w rakach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jo, czerwiec w rakach, mówisz? No ładnie! Chyba muszę dopisać raki do turystycznej listy zakupów ;-)
      Fajnie to ujęłaś - zima miała tez swój plan... No tak! :-)))

      Usuń
  5. Agnieszka, piękna zima w kwietniu:-) Takich widoków nie widziałam, ani w styczniu, ani w luty.
    Pomimo kilku niedogodności chyba nie było źle, bo byliście razem, a przecież o to chodziło.
    Moje wspomnienie z tatrzańskiej knajpy sprzed kilku lata (które wraca do mnie jak bumerang), to wypowiedz Kelnera, który dając nam wyczekaną kiełbasę z grilla podaje ją bez pieczywa, na nasze pytanie, gdzie reszta uzyskaliśmy odpowiedź, że w sklepie obok sprzedają chleb na kromki:-(
    Pan Kelner mówił to na poważnie!!!

    Także góry najważniejsze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heidi, tak, góry lubię, zwłaszcza te mniej turystyczne :-) Cala reszta, no cóz... Tandeta, chińszczyzna i drożyzna. Prawdziwe rękodzielo czy wartościowe jedzenie - nie mają większych szans. ze świecą szukać.
      Twoja historyjka z chlebem tez jest znakiem tego, co się tam teraz dzieje...

      A zle nam nie było, o nie! Tak jak napisałaś - bylismy razem. Ale tez przy okazji odkryliśmy, ze nie umiemy leniuchować na urlopach i mamy niezły problem z nic-nie-robieniem ;-)))))

      Pozdrowienia!

      Usuń
  6. Piękne zdjęcia górom zrobiłaś :-))
    Ja kiedyś nie dodałam do ciasta mąki ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dag :-))))
      znaczy nie jestem sama w tym sieroctwie ;-)))
      dziękuję za miłe słowa, pozdrawiam!

      Usuń
  7. Jesteś Agnieszko, super !
    Toś piękne prezenty rodzinie z wyjazdu przywiozła, przywieźliście :> ;)
    Wiesz co, widok Tatr chyba rekompensuje te wszystkie nie fajności, które się pojawiły - na 100 % rekompensuje ;). Zjęcia ośnieżonych pasm górskich cudowne !
    Ja w Tatrach byłam tylo raz :(, wstyd - a chciałabym się wspiąc na Mnicha, oj chciałabym :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ptacha :-))))
      Widok Tatr zrekompensował wiele, tak :-)))
      A wirus, no cóz... Teraz sie z nas wszyscy nabijają, gdziekolwiek jedziemy, zebysmy tylko nic im nie przywozili hehe :-))))
      Co do Mnicha zaś, to tez nie byłam i jak tak patrzę na swoją kondycję, to chyba juz nie bede ;-)))
      Uściski!

      Usuń