niedziela, 7 sierpnia 2011

krótki wstęp do wakacji

Jako, że na urlop wybieramy się nad morze, postanowiliśmy ostatni przed wyjazdem weekend spędzić w górach. A co! Właściwie to trochę nam ta wycieczka spadła z nieba, a także znienacka ;-), ale że takich akurat ofert dwa razy nam powtarzać nie trzeba, ani się obejrzeliśmy, a już byliśmy w drodze do Korbielowa. Co prawda mało brakowało, żebyśmy w ogóle nie wyjechali z naszego miasta, albowiem pewien mobilek nieco niefrasobliwie zmieniał pas ruchu na nasz, ale dzięki refleksowi mojego Osobistego Kierowcy, a także temu, że za nami nie było innych mobilków, wyszliśmy z opresji bez najmniejszej nawet rysy na auriskowym lakierze i mogliśmy spokojnie mknąć dalej :-) Tak się złożyło, że tego ciepłego, sobotniego przedpołudnia sporo człowieków postanowiło spędzić czas na łonie Beskidów, więc droga była męcząca, choć szczęśliwie udało się nam ominąć gigantyczny korek przy wlocie na Bielsko. Kiedy tylko dotarliśmy na miejsce, rzuciliśmy manatki i pognaliśmy zwiedzać okolicę. Nie obyło się też bez zimnego piwka (P.) i kawy z ekspresu (ja) na miło położonym tarasiku i ekscytacji zbliżającym się urlopem: że ach, jak to będzie pięknie, całe dwa tygodnie laby, hura, hura, wszystko przed nami. Zasypialiśmy zmęczeni, po wieczornym spacerze, kołysani szumem pobliskiego potoku - bezcenne. Powrót - okrężnymi ścieżkami, bo a to wodospadzik w Sopotni (a jaka droga tam prowadziła! ooo, warto było pojechać dla samej tej drogi!), a to Jeleśnia (Mikson zasnął akurat, więc nawet nie wyszliśmy z samochodu ;-)), a to Sucha Beskidzka, Wadowice (rozkopane! tłumy ludzi, uciekliśmy)... Ale najpiękniejsze były i tak te "zwyczajne" widoki po drodze - góry, domki, ogródki z malwami, drzewa, cisza, spokój... Chłonęliśmy te obrazki  w milczeniu, chcąc zachować je w pamięci i przywieźć do naszego zgiełku - żeby móc przypomnieć je sobie w odpowiednim momencie :-) 
Iiiiii doszliśmy też do wniosku, że co prawda nie ma to jak wdrapać się samemu na jakieś góraszcze i rzeczywiście nic nie pobije tej satysfakcji, ale wszystko ma swój czas, i miejsce, i urok. Na taką wyprawę pewnie wybierzemy się za jakieś 2 - 3 lata, a póki co cieszyliśmy oczy widokami, a płuca - czystym powietrzem :-) I tyz było piknie :-)))))











2 komentarze: