Szłam środkiem piaszczystej drogi, bez aparatu, bez telefonu. Gdzieniegdzie było słychać brzęczenie owada, trzask łamanej gałązki, słonce prześwitywało przez korony drzew, pachnialo mchem i igliwiem. Niezmordowane mrówki targały kolejną zdobycz do swojego kopca. Odezwała się kukułka, cholera, pieniądza tez nie mam zadnego przy sobie, bo i po co? Wróżba się nie spełni, nie będę bogata ;-)) Nie szkodzi. Jest bosko. W głowie mam słowa z ostatniej ksiązki Beaty Pawlikowskiej* - wszyscy jesteśmy tą samą energią i materią, nalezymy do siebie, jesteśmy jednym ciałem. Człowiek, drzewo, zaba, jezioro. Tutaj czuję to bardziej, niz gdziekolwiek indziej.
Co takiego się stało, ze człowiek zaczął oddzielać się natury, tworzyć własną przestrzeń i niszczyć wszystko to, od czego na dłuzszą metę zalezy przeciez przyszłość jego gatunku...? Dobro i zyczliwość, nie tylko wobec drugiego człowieka, ale wobec wszystkiego co nas otacza, coraz częściej zastępowane są przez strach, zazdrość, nieufność. Chcąc nie chcąc, zyjemy w coraz większym kłamstwie, począwszy od etykietek na produktach, na wielkiej polityce skończywszy... Stop. Pora wracać. Czeka hamak i łódka na stawie. Prawdziwa sałata i prawdziwe rzodkiewki :-) O reszcie... O reszcie pomyślę jutro.
* Beata Pawlikowska Teoria bezwzględności czyli jak uniknąć końca świata.
Ciąg dalszy majówkowej relacji - nastąpi :-)
:)))))
OdpowiedzUsuńDobrze napisane, może troszkę brakowałoby mi w czasie tego spaceru aparatu fotograficznego...
Heidi :-)))
UsuńA wiesz, ze mi nawet nie brakowało? Az się zdziwiłam, bo na ogół to jakbym bez ręki była ;-))
Pieniądze do kukułki? A co z naturą? U nas po ilośći kuknięć wróży się ilość dzieci ;), ja tęsknię za wsią, mąż za lasem - takie marzenie na emeryturę, a rzodkiewki mamy doniczkowo-okienne :)
OdpowiedzUsuńim dalej uciekamy od natury, tym gorzej na tym wychodzimy, coś jak z odcinaniem korzeni...
a kolaż tchnący świezy powiewem wiosny, energią i takim ciepłem, jak to u Ciebie ;)(mój faworyt podświetlona słoneczkiem wyżerka na piknikowym kocu - ta mniejsza ;)
Jo, faktycznie! Przypomniałaś mi, ze tak moi dziadkowie mówili. No widzisz, a na Roztoczu - kasa! ;-))))) Ale ta kukułka tyle razy kukała, ze hmmmm.... :DDD
UsuńA z tą ucieczką od natury masz rację, i Pawlikowska o tym m.in. pisze - jesteśmy jednym organizmem, ale jako, ze zaczęliśmy działać na szkodę całości, natura w końcu się nas pozbędzie - to będzie nasz koniec świata...
Dziękuję za miłe słowa :-) To zdjęcie, o którym piszesz, to tez moje ulubione :-)
Ps. rzodkiewki w doniczce, mówisz?? Na to nie wpadłam :D
dlatego liczę tylko do 4, jestem w połowie drogi i niech tak zostanie póki co;), a rzodkiewki nie mój pomysł, bo ja tylko do sukulentów i storczyków rękę mam, ale rosną, rosną, zdominowały szczypiorek, mutanty jakieś ;)
UsuńMam nadzieję, że takiego końca świata nie dożyję ani nasze dzieci też nie, niech pokosztują natury, takiej prawdziwej, niemal pierwotnej ... ale oby nie musiały mieszkać w jaskiniach ;)
Jo, ja nie mam reki do zadnych kwiatków, ale ciągle coś z uporem maniaka sadzę ;-)))) Jak juz mi ładne pelargonie wyrosły i nawet 2 miesiace przezyły, to pojawiły sie stada mszyc i zezarły :DDD
UsuńPięknie napisane. Zgadzam się w 100%!
OdpowiedzUsuńTo właśnie daje nam szczęście i poczucie że przynależymy do tego wszystkiego.
Gosia fajnie to napisałaś - szczęście = przynalezność do natury, no własnie :-) To takie proste i trudne zarazem...
Usuń...dlatego właśnie wracamy chętnie do natury, do korzeni, do Gai, do przaśnego życia...tam jest prawda i tam jest równowaga...świetna cz. 2 i świetnie napisana...zatęskniłam " do tych pól zielonych..." itd.:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Meg, fajnie, ze teraz coraz więcej ludzi to rozumie, nie poddaje się, szuka lepszych rozwiązań, wartościowych. Oby nie była za pózno.
OdpowiedzUsuńCoraz więcej ludzi zmienia swoje życie i wyprowadza się na wieś, wraca do natury. Wiele ludzi zaczyna też nawet w malutkich przydomowych ogródkach, działkach szadzić własne warzywa i owoce :-o
OdpowiedzUsuńPiękne migawki z majówki :-) I ta zieleń na nich :-)
Może następuje wielki powrót i koło się zamyka? :-)
OdpowiedzUsuńDag, kto wie :-))
UsuńAle tak, jak napisałaś, fajnie, ze coś zaczyna się dziać na naszych mikroprzestrzeniach :))
Tęsknię do takiego spaceru, do harmidru jaki wyczynia przyroda.
OdpowiedzUsuńDziękuję za podpowiedź o interesującej książce. Pozdrawiam :)
Joanna, ksiązkę bardzo polecam! Podobnie, jak jej autorka, zdaję sobie sprawę, ze nie wszędzie będzie miała dobry odbiór, ale o Czytelniczki tego bloga akurat jestem spokojna :-)
UsuńTrafnie napisane - smutne to ... ale oby było więcej powrotów na łono natury i życie z nią w zgodzie, bo warto - co czuć w Twoich zdjęciach i takim namacalnym opisie majowego, przesiąkniętego zapachem i dzwiękami wiosny spaceru. :D
OdpowiedzUsuńA jakie było jedzonko ... mmmm ;)
Ptacha, dziękuję :-))) Bardzo miło to czytać :-)))
UsuńJedzonko było pycha, noooo!
Tekst na medal. Nawet dwa.
UsuńJesteś niesamowita!