Coś nam ta zima latoś (uwielbiam tę zbitkę słowną ;-)) nie dopisała. A już wyobrażałam sobie opadające leniwie płatki śniegu, drzewa spowite szronem, prognozy z nierozłącznymi zawiejami i zamieciami oraz bielutkie zaspy (ha ha, ale to chyba nie w moim mieście). Tymczasem mamy coś w rodzaju listopada - tu powieje, tam popada (deszcz). Co prawda, w nocy trochę poprószyło, ale teraz jedynym śladem po tym zimowym szaleństwie ;-) są ogromne kałuże na poboczach ulicy, przy której mieszkam, a przy której, zaznaczam, nie ma chodnika. To znaczy jest, ale tylko do połowy. Drugą połowę należy przefrunąć (informacji jak to zrobić udzieli chorzowski Miejski zarząd Dróg i Mostów) ;-)))). Dołożyć do tego kartkę "zaraz wracam", wywieszoną na drzwiach piekarni - i z porannych zakupów, które miały być jednocześnie miłym rekreacyjnym spacerkiem z M., wróciłam przemoczona i zła. A ze niewiele rzeczy mnie tak uspokaja, jak gotowanie, od razu wzięłam się za jedno ze swoich ulubionych dań - chilli z soczewicy. Krojenie, mieszanie, ucieranie kuminu w moździerzu - wszystkie te wykonywane po kolei czynności sprawiały, ze powoli się wyciszałam. Gotuję to chilli od kilku lat. Bardzo je wszyscy lubimy, zwłaszcza w porze jesienno - zimowej, bo znakomicie rozgrzewa. Przepis znalazłam na kulinarnym forum cin cin, jego autorką jest Bajaderka. Ale z góry zaznaczam, ze jest on dla mnie tylko bazą, bo czasem dodaję inne pozaprzepisowe ;-) składniki (mięso, pieczarki), czasem z jakiegoś rezygnuję. Tak czy inaczej - jest pyszne! I, jak się dziś okazało, ma właściwości kojące ;-)
chilli z zielonej soczewicy
Kroimy i podduszamy na oliwie (w garnku lub na dużej patelni): cebulę (ja daję dwie), por (spory), czerwoną paprykę i czosnek (daję kilka ząbków).
Następnie dorzucamy 220 g zielonej soczewicy, porządnie uprzednio wypłukanej (czerwonej nie polecam, bo szybko się rozbabzia ;-)).
Mieszamy, chwilkę dusimy i dolewamy bulion lub wodę (w przepisie jest 3/4 szklanki, ale ja dolewam znacznie więcej, inaczej jest dla mnie za suche - to już sprawa indywidualna, trzeba zaglądać, ile wchłonie soczewica i ewentualnie podlewać. Ja wolę to chilli w postaci bardzo gęstej zupy, wiec dolewam więcej).
Dodajemy sporą szczyptę chilli (w oryginalnym przepisie jest cała łyżka - kto odważny, niech próbuje ;-)) i po łyżeczce: soli, majeranku, bazylii, cuminu (jeśli nie mamy - pomijamy), pieprzu oraz oregano.
Mieszamy, dorzucamy 800 g krojonych pomidorów z kartonika lub puszki oraz puszkę czerwonej fasolki.
Przykrywamy, dusimy na wolnym ogniu do miękkości soczewicy, zaglądając od czasu do czasu, bo lubi się przypalić.
Na koniec dodajemy starty parmezan (który ja na ogół pomijam, bo zawsze o nim zapominam)
Mozna podać z gęstym jogurtem naturalnym.
zjeść i cieszyć się życiem! ;-))))Ale! To nie jest przepis obiecany w komentarzach :-) Tamten... to zupełnie inna bajka :-) I dopiero poprawia humor!
Juz wkrótce!
Agnieszko "latoś" to ulubione słowo mego śp. Taty, gdy je wymawiam mam Go przed oczami...myślałam, że nikt już tej "zbitki" nie używa, a tu proszę...:)
OdpowiedzUsuńDo przyrządzenia musiałabym dać pełną łyżkę chilli, u nas potrawy które z założenia maja być ostre takież być muszą :)
Oczywiście przepis zapisany i ...czeka na moje natchnienie :)
Serdeczności:)
Przyznam się, że fanką chili nigdy nie byłam, ale ostatnio mam jakiś przełom w moich upodobaniach kulinarnych :)
OdpowiedzUsuńNa przykład śledzie, tych najbardziej zawsze nienawidziłam, a ostatnio ślinię się, jak tylko usłyszę:)
I ostre potrawy też zaczęły do mnie przemawiać, wiec na chili z przytoczonego przepisu może się skuszę:) bo bardzo lubię soczewicę.
Meg :-)) ja bardzo lubię to słowo :-)
OdpowiedzUsuńA co do ostrości chilli, to tak, daj łyżkę spokojnie, jeśli lubicie ostre. U nas tylko ja lubię takie smaki, więc doprawiam sobie już na talerzu :-) W garnku musi być łagodniejsze.
Pozdrawiam ciepło!
Al, smaki się zmieniają, fakt :-) Ja tez mam kilka takich potraw, na które kiedyś nie mogłam patrzeć, a teraz dałabym się za nie pokroić ;-))
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :-)
:)
OdpowiedzUsuńZachęca na zdjęciach bardzo, zmodyfikowaną tj. bez czerwonej fasolki zapisałam.
OdpowiedzUsuńDziękuję:-)
heidi, ja tez często bez fasolki robię, bo nie kocham jej jakoś szczególnie ;-))
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
wyglada smakowicie i ostro! :)
OdpowiedzUsuńGosia, i ostrrrrro tez smakuje - polecam! :-))
Usuńi pozdrawiam :)))
Tak poza tematem...wpadłam do Ciebie aby obaczyć czy u Ciebie na blogerze też zaszły zmiany techniczne...no i zaszły :) Nareszcie można odpowiadać bezpośrednio pod postem komentatora:) Tylko te godziny dodania komentarza się pokiełbasiły i ani rusz nie da się ich ustawić "po prawdzie" ...:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
Meg, faktycznie, nie zauważyłam tego, ale ze mnie ślepota :-))))
UsuńGodziny faktycznie pomerdane, jak będę miała dłuższą chwilkę, to jeszcze obejrzę co i jak :-))
...już oglądałam, kombinowałam i godziny nadal nie w naszym czasie...chyba przypisano nas do innego kontynentu, tak z urzędu lub rozpędu:)
UsuńDziwne, bo w ustawieniach data jest OK, godzina tak samo. A tu takie klocki, hmmm... Moze poprawią...
UsuńDokładnie, w ustawieniach jest OK...cóż, trudno.
UsuńSerdeczności!
z chęcią zrobiłabym to danie z soczewicą;)ostatnio mam na nią nieodpartą ochotę;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
M.
Monisia, jak się ma na coś ochotę, a zwłaszcza na coś tak zdrowego jak soczewica, to trzeba zrobić, koniecznie :-))) Pozdrowienia!
Usuńmmm wygląda bardzo bardzo apetycznie!:)))
OdpowiedzUsuńDzięki, scraperko :-)))
UsuńA mnie sie humor poprawia, kiedy czytam twojego bloga. To niezawodny sposob i ZAWSZE dziala :))))
OdpowiedzUsuńCo do gotowania, to ja zawsze mowie (jakem joginka), ze gotowanie, to moja medytacja. Nic, naprawde NIC mnie tak nie uspokaja, jak ucieranie, siekanie, mieszanie i (niestety...) probowanie :-D
Takie curry (chociaz ja nie nazywam tego curry, tylko zupa, albo z indyjska, dalem) robie bardzo czesto. Nawet dzisiaj mam na obiad :) To fantastyczne danie na zime - nie ma nic lepszego.
A tak wogole, to strasznie mi sie teskni i chcialabym cie wysciskac osobiscie, a nie tylko te wirtualne buzki przesylac...
Małgoś :-))) Teraz to i mi śmieje się gęba :-)))
OdpowiedzUsuńWyściskamy się! Coś się na wiosnę zorganizuje!
Cmok!
Świetne! Muszę to zrobić dla mojego szarlatana, on uwielbia ostre, a ja soczewicę, więc idealnie :D Dzięki Aga
OdpowiedzUsuńLu, no to macie idealne połączenie ;-))) Pozdrawiam ciepło, pomimo mrozów :-))
OdpowiedzUsuńSoczewica jest pycha!
UsuńBardzo lubię. Jest syta, rozgrzewa i można robić z niej tuziny dań.
Uścisków moc :*